Moim zdaniem jego fabuła jest znacznie ciekawsza od fabuły podstawki
Oczywiście mowa o wątku głównym
Należy mi się Złota Łopata, ale wyrażę swoją opinię.
Zostawiam tu całą fabułę podstawy bez komentarza, bo dla mnie Bloodmoon ma się do Morrowinda jak daktyle do wiadra. Dużą rolę gra tu też fakt, że w Morrowindzie najlepszą częścią gry jest uświadomienie sobie tego, że ona rzeczywiście żyje własnym życiem- uczenie się o lore i obserwowaniu jego realizacji, czytanie Księg Spoczynku i Zakończeń, poezji Popielnych- swoją drogą, to jedna z gier których tłumacze mogą być z siebie dumni.
Ale co mi się się podoba w Bloodmoon. Fakt, że fabuła jest dosłownie łopatologiczna- jest sobie inwestycja wymagająca dopilnowania i fort z problemami, a potem okazuje się, że pojawia się ingerencja sił wyższych w którą zostajemy wplątani. Daedry są w TES elementem bardzo charakterystycznym dla tego świata, ale akurat Bloodmoon tworzy z tego coś więcej niż "idź-do-Ashurnibibi-i-wynieś-wszystko-co-jest-warte-więcej-niż-2-septimy". Mamy tutaj nawet nieco głębsze spojrzenie na wyznawców kultów Daedr. Nie chcę spoilerować, a chyba nie mogę oznaczyć postu jako spoiler, ale to jest prosta historia opisana z detalami- to właśnie te detale mają znaczenie. Zwykłe zagrywki Daedr, ale z wpisanym wątkiem przeznaczenia i jedności z naturą. Mapy też są wspaniałe, szkoda, że tak niewielkie. Rozwinięcie fabularne Nordów, któremu Skyrimowe nie dorasta do pięt. Aktor podkładający głos Hircynowi to jak Jeff Baker (Dagoth Ur) Morrowinda. Może właśnie przez Bloodmoon Skyrim był dla mnie taką porażką w każdym tego słowa znaczeniu.