Na początku byłam zachwycona - zakompleksiona Muriel zjadana przez drune koleżanki i rodzine rodem z planety małp, wyłazi z cienia przy pomocy dzielnej koleżanki. Ale po jaką cholerę ona wzięła ślub z tym szwabskim piłkarzem? To moim zdaniem zepsuło jej pozytywny wizerunek, bo stała się postrzegana jako osoba egoistyczna i cwana. Gdyby w ostatniej cwhili zrezygnowała....
-SPOILER-
Ależ.. zdała sobie sprawę ze swojego egoizmu dopiero po śmierci matki. Dotarło do niej wtedy, że jest wyrachowana i myśli tylko o sobie tak jak jej ojciec, o tym jak postrzegają ją ludzie, zresztą ci którzy powinni być kompletnie dla niej nieważni, a nie liczy się z bliskimi sobie. Również z tego, że okłamywała samą siebie, wmawiając, że wymarzony ślub ją zmieni, że w ten sposób wszystkim pokaże itd. Tymczasem nie zmienił nic, co by mogło wpłynąć na jej szczęście, a najważniejszym wydarzeniem w życiu był dla jej matki, której nawet w ten swój wielki dzień nie dostrzegła. W ogóle wątek matki najbardziej mnie wzruszył...
A ślub wzięła z południowoafrykańskim pływakiem. :)