Najlepszy film Woody Allena od lat. Pewnie dlatego, że chuderlawy nowojorczyk niemiał z nim nic wspólnego. A przynajmniej nie TEN chuderlawy nowojorczyk, bo Noah Baumbach również nie należy do mężczyzn przesadnie masywnych, a Wielkie Jabłko też widnieje w jego dokumentach jako miejsce urodzenia. Noah zresztą nie od dziś jest zestawiany z Woodym, dziwnym nie jest, artysta z upodobaniem opowiada o neurotykach, ceni sobie humor słowno-sytuacyjny, lubi rozwodzić się nad egzystencjalizmem, tematyką związków krótko i długodystansowych oraz koncepcją starzenia się, a i Vivaldim lubi czasem "przywalić". Poprzednim filmem, "Frances Ha", udowodnił, że tkwi w nim duży potencjał i któregoś dnia może zbliżyć się poziomem do starszego kolegi po fachu w okularach, gdy ten był u szczytu kariery. To jeszcze nie jest ten dzień, co nie znaczy, że jego nowego filmu nie warto obejrzeć.
"While we're young" opiera się na dynamice interakcji pomiędzy dwiema parami. Z jednej strony mamy małżeństwo z wieloletnim stażem Josha (Ben Stiller) i Corneli (Naomi Watts), z drugiej świeżo poślubionych Darby (Amanda Seyfried) i Jamiego (Adam Driver). Dla Josha i Corneli jest to okazja do ożywienia nieco ich ospałego związku, zaczerpnięcia energii od pełnych pomysłów i młodzieńczej werwy nowych znajomych. Dla Darby i Jamiego to natomiast możliwość zaczepienia się w "dorosłym" świecie, znalezienia osoby mentora, który nakieruje życiowo i skoryguje pewne rzeczy. A przynajmniej takie jest wyjściowe założenie, bo scenariusz Baumbacha skrywa kilka niespodzianek.
Skrywa też niestety trochę małych baboli, drobnych niezgrabności fabularnych i pomysłów zwyczajnie słabych. Jest jednak na tyle ujmujący w swej szczerości i celny w wypunktowywaniu słabostek bohaterów, a do tego oferujący garść ciekawych przemyśleń na temat współczesnego świata, że można mu wybaczyć słabsze momenty. Zwłaszcza, że po seansie o nich szybko się zapomina, a w pamięci zostają natomiast błyskotliwe spostrzeżenia reżysera. Na przykład scena zabawnie zestawiająca ze sobą sposób spędzania wolnego czasu przez obie pary. Podczas gdy Josh i Cornelia po uszy są zanurzeni w technologicznych dobrach oferowanych przez XXI wiek, filmy oglądają na Netflixie, muzyki słuchają na odtwarzaczu mp3, a newsy śledzą na ekranach tabletów, Darby i Jamie - para ewidentnych hipsterów - stawiają na "klimat vintage", ich półki uginają się od winylowych płyt i kaset VHS, z rozmysłem unikają wyszukiwania informacji w Google, zdając się na łaskę własnej pamięci, a do pisania używają starej maszyny. Czterdziestolatki próbują zachowywać się jak dwudziestolatki, młode pokolenie w poszukiwaniu "realnych doświadczeń" ucieka natomiast do rzeczywistości porzuconej przez starszych kolegów. Samo życie.
http://kinofilizm.blogspot.co.uk/2015/04/while-were-young-recenzja.html
Więcej recenzji i innych materiałów o kinie:
https://www.facebook.com/pages/Kinofilia/548513951865584
Niestety daleko temu filmowi do największych filmów Allena. W Annie Hall, czy w Manhattanie mamy sportretowane życie intelektualistów, są błyskotliwe dialogi iskrzące się humorem (nie wspominając już o wszystkich intertekstualnych i formalnych zabawach w warstwie obrazu i muzyki). Tutaj mamy głupich i żałosnych ludzi w różnym wieku. Obserwacje są banalne (starsi naśladują młodych, młodzi naśladują starszych) albo nieprawdziwe/wymyślone (jak to ze "stawianiem na vintage" i jednoczesnym odrzucaniem współczesnych technologii - nikt tak przecież nie robi, chyba że jest idiotą albo wariatem).
Kolega widać na filmografii zna się średnio, skoro myśli, że to "dzieło" mogło by w ogóle zainteresować swoim istnieniem Allena. Owszem, Woody miał różne etapy twórcze - lepsze i gorsze, ale pewien poziom zawsze trzyma.
Dla mnie film o tyle przerażający, że znam osobiście takiego Jamiego, więc oglądałam to prychając co chwila śmiechem z niedowierzania.
Jest fajnie, bo dość lekko, ale przy tym niegłupio - kilka pytań zostaje w głowie na dłużej. Mamy klasyczną i starą jak świat opozycję młodzi-starzy, przy czym komizm kontrastu artystowskie hipsterstwo z Nowgo Jorku versus dorobiona para w średnim wieku, obudowana współczesną technologią i mediami jest całkiem nośny. Ta pozorna, ale wykalkulowana spontaniczność, ta wystudiowana dziwność, otoczenie, ciuchy - niby z lumpeksu, ale najczęściej za ciężki hajs lub chociaż starannie wystylizowane i przemyślane co do szczegółu. Ta otwartość na wszystko, wszechobecność i brak poczucia tego co prywatne. Stylizowanie i reżyserowanie dla istniejącej lub nieistniejącej widowni każdej sekundy swojego życia. Naprawdę nie widziałam jeszcze w filmie tak udanej satyry na hipsterstwo.
Ale najważniejsze jak dla mnie było i tak zestawienie podejścia Jamiego i Josha do autentyczności, przyczynowości i tworzenia jako takiego. Podsumowanie na koniec, że Jamie jest po prostu młody, a nie - zły, jest trochę ględzeniem starców, tak na siłę ;) Nie generalizowałabym, że całe pokolenie dwudziestokilkulatków to tylko banda egotyków, którym internety, pragnienie sławy, dobrobyt i dostęp do każdej własności intelektualnej jaką sobie zamarzą przepaliły w głowie kilka bezpieczników.
A ja zapytam o końcówkę... "Będziecie wspaniałymi rodzicami"..Zdecydowali się na dziecko?na adopcje?
Może ktoś z szanownego gremium mi podpowie..Bo coś mi umknęło.