no proszę, a mówią, że darmowe koncerty to gówno.. z cyklu welcome to the '69, the pivotal year, where the black was born and the negro died..
dla tych, którzy nie załapali się na ówczesny woodstock dla białasów coś o nie mniejszej (pono) doniosłości obyczajowej - przynajmniej w pewnych kręgach kulturowych - oraz nie mniejszej mitologizacji przeżycia cokolwiek podejrzanej, naprawdę..
czy nikomu z wypowiadających się byłych członków owego zgromadzenia dorabiających wszystko i rzecz wszelką z przepastnej wszechnicy ideologicznej wszechrzeczy wzbogaconej o przypisy i przypisy do przypisów tym kilku, może kilkunastu pozytywnie kopniętym kolesiom dającym czadu na scenie - uzbrojonych w hasła rewolucji przy tym, wolnościowe przełomy, punkty graniczne historii historii pewnej histerii, obyczajowe cezury i zakamuflowane polityczne oświadczenia obowiązkowo na podorędziu - więc czy żadnemu z wypowiadających się tu świadków nie przyszło choć raz do głowy, że ktoś poszedł tam sobie tylko po to, żeby zwyczajnie załatwić sobie jakieś dragi? albo, nie wiem, dla relaxu? albo, nie wiem, kogoś pobić, coś ukraść, zaimponować dziewczynie gdzieś po drodze, ewentualnie potańczyć sobie, bo akurat miał wolny weekend, mieszkał rzut chomątem od tegoż spędu przebogatego w rym, rytm i stadne wzruszenia, a w dodatku, bo było za darmo? wyobraźcie sobie: james brown za darmo!! nawet członkowie ku klux klanu by na to poszli.. nie po to, aby rozganiać tłumy - po to, aby posłuchać muzyki!
c'mon, guys, nie wszystko kręci się wokół problemów rasy.. ale skoro już przy niej jesteśmy:
ilu murzynów potrzeba do postawienia sceny?
Darmowe? Jakie darmowe? A nie widział podczas filmu listy płac? Płaciło miasto, czyli podatnicy. Darmowy to był tylko wstęp