chodzi mi oczywiscie o jej prezencje w filmie. Podczas pierwszej sceny gdzie spotkali sie na przyjeciu zachwycali sie nia a wygladala najgorzej ze wszytskich kobiet. To byl dla mnie jedyny bardzo duzy minus tego filmu. Po co brac konie po kuracji hormonalnej jak ma sie dużo ładniejsza żone w domu...
Mi również uroda Glenn bardzo nie pasowała do roli weekendowej kochanki. Choć jej brzydka buźka w tej jeszcze "sielankowo-łóżkowej" części filmu była trudna do zaakceptowania, to jednak w dalszym toku fabuły, gdy dowiadujemy się powoli o tym jak bardzo szurnięta jest bohaterka oraz w jakie bagno próbuje wciągnąć Douglas'a wydaje mi się, że ta jej niezbyt urodziwa gęba nabiera nowego znaczenia. Brzydota jako dodatek do paskudnej psychiki jeszcze bardziej ułatwia widzowi poczucie wobec niej wstrętu. Tak więc biorąc pod uwagę początek filmu dla mnie również uroda Glenn jest dużym minusem, jednak z biegiem fabuły przeobraża się nawet w plus.
Nie wiem jak można czuć wstręt do chorej psychicznie osoby mając jakąkolwiek wrażliwość.
stawiając się w roli sfrustrowanej żony, czyli identyfikując z żoną głównego bohatera - niebywale łatwo... jacy widzowie takie recenzje, nikomu nie ujmując oczywiście.
Glenn to nie piękno wtrórne . Ona ma na tyle oryginalną urode że automatycznie rzuca sie w oczy
Tak, to prawda, jest oryginałem. Dziś każda się upodobnia do jednego wzorca i już niedługo nie będzie widać różnicy.
Dokładnie . Ech ta nieszczęsna era udoskonalania tego co natura dała . A nie ma nic piękniejszego jak naturalność . Niestetety syndrom Barbie sie rozprzestrzenił i zaraża z prędkością światła . O tempora o mores
w mojej opini lepiej prosty . Ważne że wiem że po takiej operacji moja twarz nie straci mimiki ani nie dopadnie syndrom Meg Ryan .