Szkoda ze nie ma juz dramatow w takim stylu. Bo duzo wiecej w tym tegoz gatunku, niz kryminalu. Oczywiscie-film jest moralizatorski, ale w sposob niezwykly. Sugestywny, a nie natarczywy. I koniec robi wrazenie- zwyciestwo. Moze banalne, lecz ciekawe ile osob odwazyloby sie pozostac w pamieci tchorzem, gdy ma sie wybor pozostac idolem.
Według mnie zakończenie to jedyna "rzecz", do której możena się w tym filmie przyczepić- jest zbyt patetyczne, moralizatorskie i takie "hamerykańskie"- przez to postać kreowana przez Cagneya bardzo wiele traci na sile wyrazu...
No nie wiem , lepiej jednak było ocalić kogoś niż umrzeć jako idol no tak bardzo ładny aspekt łzy mi ja księdzu też leciały ahh taki filmów się nie robi już..
zakończenie rewelacyjne normalnie film oceniam na takie 7,5-8 zakończenie podciąga do 9
ale to chyba nie było innej możliwości, przez obowiązujący wówczas kodeks Haysa...
http://pl.wikipedia.org/wiki/Kodeks_Haysa : )
Zakończenie jakoś mnie nie zaskoczyło, ale rewelacyjnym bym go nie nazwała. Rocky jest dla mnie postacią tragiczną i, co może kogoś zdziwić, "najlepszą" z wszystkich postaci w filmie. Oto kilka powodów (spoiler). Mimo, że Rocky większą część życia spędził w poprawczakach i więzieniach, pozostawał honorowy i uczciwy wobec wspólników i przyjaciół. Zaoferował pomoc finansową kumplowi z dzieciństwa, chciał pomóc dzieciakom z ulicy, dał pracę koleżance z dawnych lat. Tymczasem jego tak zwani "przyjaciele" wykiwali go na całego. Kumpel, który miał pilnować jego interesów w trakcie pobytu w więzieniu, wykiwał go. Jego dawny kompan, teraz ksiądz, nie przyjął podarowanych pieniędzy (za święty był na to i chciał pokazać swoją wyższość) - zamiast myśleć o dzieciach wolał rozpętać jakąś medialną wojnę przeciw dawnemu koledze i posłać go na krzesło. Dla mnie intencje tego Pana są niestety wyjątkowo podłe - wygląda to tak jakby pozazdrościł koledze rozgłosu i na jego "trupie" postanowił ukuć własną legendę bohatera i zbawcy świata. Wyjątkowo żałosne, szczególnie w scenie obławy na Rocky'ego i w momencie egzekucji. Chyba nie był tak naiwny myśląc, że jeden skruszony gangster na krześle sprawi, że biedni chłopcy z ulicy przestaną wpatrywać się w bogatych przestępców jak w obrazek. Jeśli nie Rocky - znajdą sobie następnego idola. Natomiast jedyne co osiągnął to obdarcie przyjaciela z godności , zmanipulowanie go tak, by nie odszedł z honorem. Temu księdzu zaś pozostała "sława" w dzielnicy i podziw chłopców.
Czyli generalnie zrobili go dwa razy na szaro - tym "przestępczym" kumplom chodziło o kasę, a kumplowi z dzieciństwa o "rząd dusz" w dzielnicy. Obrzydliwe.